11.6.11

Pierwszy krok do wolności.

                - Homoseksualizm? Możemy umieścić pana na oddziale dla takich.
Pokręcił głową leniwie, wpatrując się w blat stołu dzielącego go od funkcjonariusza. Facet miał głos ze znamionami źle przespanej nocy, mówił niewyraźnie, wymuszenie.
                - Gangi? Mafia? I dla nich mamy też oddziały.
Kolejny raz zasygnalizował gestem „NIE”.
- Jakieś uzależnienia? Odwyki? Uzyska pan terapię dostosowaną do pańskich potrzeb.
Podniósł głowę znad arkusza i spiorunował wzrokiem strażnika z naszywką „E. Hernandez” na granatowym mundurze.
-  Na litość boską, panowie, jestem pieprzonym mordercą! Myślicie, że taki psychopata powie wam prawdę? – poczuł skrobanie w krtani, gdy podnosił głos. Chrypiał jak nałogowy palacz, chyba za długo przebywał w milczeniu.
- Taka jest procedura, proszę pana. Choroby?
Smętnie zaprzeczył ruchem głowy. Potem było jeszcze parę pytań, wykropkowana linia przeznaczona na podpis, skucie i rozmowa z więziennym psychiatrą. Biernie słuchał, co ma do powiedzenia ta samotna matka w płóciennym kitlu, myśląc już tylko o cichej, głuchej celi. Był przekonany, że każda cela jest kobietą – ciepłą, kojącą, czystą, wypłukującą z recydywisty całą jego waleczność. Późnym popołudniem mrukliwy strażnik zamknął go w niej, jego własnej kobiecej czyścicielce. Spojrzał na jej ciało; Prycza, umywalka, kibel, dwie żarówki wkręcone w ścianę i zakratowane wentyle przy suficie. Od dziś cały jego świat.

*

Bełtał papkę chlupiącą w styropianowym  pojemniku, pozbawioną kolorytu i smaku. Podali mu ją przez dolny otwór w żelaznych drzwiach. Był to jeden z tych niewielu momentów, kiedy żałował, że nie ma współlokatora w tej zbyt jaskrawo oświetlonej celi. Mógłby mu wcisnąć swoją porcję, samemu udać anemię i choć na krótki czas pożegnać się z nudą. Tylko ona, odległa, a zarazem bliska, była w stanie mu zagrozić. Chłodna, śliska i ohydna jak wymiociny, doprowadzająca do obłędu samym swoim zapachem.
Nawet sen nie potrafił przenieść jej monotonii na cmentarz zapomnienia.
Ktoś zapukał, a właściwie pieprznął w stalowe drzwi i kazał mu położyć się na ziemi z rękoma za głową.
Przylgnął do chłodnej podłogi, która objęła go swoim kurzem.
- Anthony Gray! – skrzypiący władczością głos strażnika nakazał mu podnieść wzrok. – Godzina na spacerniaku, możesz wyjść.
- Wstając czy mam się czołgać? – syknął z twarzą na wysokości ciężkich butów strażnika.
Dostał czubkiem obutej stopy pod żebra i gwałtownie wypuścił powietrze z płuc. Czuł, jak pod pomarańczowym materiałem drelichu umierają jego komórki. Usłyszał sykliwą komendę „Wstawaj, suczy synu”, więc wstał.
- Jesteś nowy i mnie nie znasz, to dam ci fory. Ale zapamiętaj mnie sobie, cholerny pojebie, to ja utrzymuję was tu w porządku i to mnie macie słuchać. I nie pyszczyć mi tu, to więzienie, a nie rancho mamusi, jasne?!  - Mówił powoli z wysiłkiem i jakąś skrywaną radością. Małe oczy puchły mu z dumy, a różowy palec powędrował na naszywkę munduru. „D.Wilson” – Dave Wilson, suczy synu. Zapamiętaj sobie.
Przyłożył mu jeszcze kolbą w bark i wypchnął na korytarz. Więźniowie, którzy apatycznie wylegli ze swoich cel nawet na niego nie spojrzeli. Zawiązali między sobą rozmowy, skoczne, żywe i codzienne jak jedna z tych popowych melodii lansowanych przez czołowe stacje radiowe. Szeleścili identycznymi drelichami z czarnymi literami „San Antonio”, błądzili spojrzeniami wokoło. Część z nich poruszała się przy ścianach, strachliwie i bezszelestnie niczym gryzonie, inni natomiast paradowali środkiem, rozsiewając woń pewności siebie i brutalności. Ci byli jak śliniąca się sfora psów, której nikt nie potrafił nałożyć smyczy.
Anthony nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, a jednak szedł środkiem jasnego korytarza.
Zszedłszy po antypoślizgowych schodach ( bo tu wszystko może być bronią ), usiadł przy aluminiowym stole o opływowych rogach i chwilę nie robił nic. I nie miało to żadnych powiązań z nudą, jedynie z niebytem i bezsensem wszechrzeczy. Potem wyciągnął z pomarańczowego rękawa pudełeczko z tytoniem, papierem i filtrami, by z swobodnym nieskrępowaniem zacząć skręcać papierosy. Naraz rzucili się na niego i strażnicy i więźniowie, a jego spokój pozostał niezmącony jak czerń, której nie odwiedzają żadne kolory.
Uderzyli go pałką w twarz, pękła skóra na łuku brwiowym i polała się krew, bo oni myśleli, że te durne fajki to narkotyki. A chybocząca się fala pomarańczowych drelichów zebrała się naokoło zamieszania krzycząc i klaszcząc klapkami o posadzkę, bo myśleli, że to burda między więźniami. Wpadła jednostka do pacyfikacji i kazali wszystkim paść na ziemię, bo myśleli, że wszczęto bunt.
Po tym wszystkim, cały zakład karny myślał, że Anthony jest kimś, kim nie jest i młodziki z gangu La Santa Muerte czyhali na jego życie, a starzy wyjadacze z mafii brali go za swojego. Tony’emu żal było tylko tego tytoniu, który mu zabrali, bo on nie myślał i nigdy się nie mylił w dostarczaniu nikotyny do jego zmęczonych płuc.
Nie wychodził na spacerniak przez następny tydzień, podczas którego jego sława intensywnie się rozrastała.

*

 Terapeutka, która przez cały jego krótki pobyt w zakładzie usłyszała od niego ledwie trzy słowa, proponowała mu grupowe zajęcia i prace resocjalizujące, a on sukcesywnie odmawiał kręceniem głowy. Ta kobieta z niemodną fryzurą i wiecznie zaspanym spojrzeniem chyba go lubiła, bo widok jego szerokich barków i umięśnionej szyi sprawiał, że usta jej zasychały. Łapczywie wydzierała go z ramion jego kobiety-celi pod byle pretekstem, aby tylko on mógł podarować jej swą gorzką obojętność. Nudziła go swą rozpaczliwą potrzebą bliskości i przytłaczała nieporadnością, lecz nie był agresywny, trenował opanowanie.
„Ta desperatka”, jak zwykł ją określać, załatwiła mu nawet wyjścia na spacerniak, których wcale nie chciał. Widać zakłócanie porządku i przemyt wyrobów tytoniowych to nie znowu takie wielkie przewinienie.
Długo nie korzystał z tego przywileju i głównie spał w swojej dusznej celi, przepełnionej jego własnym zapachem, lecz w końcu strażnik wywlókł go na zewnątrz. Nagła przestrzeń przeistoczyła go na chwilę w przerażone zwierzę, zagubione i z gruntem osuwającym się spod stóp. Przywołał rezon zanim ktokolwiek się spostrzegł, nawet ten strażnik z oznakami łysienia. Uniósł wyżej głowę i stawił czoła rzeczywistości, której nie mógł uciec.
Korytarz był długi, w końcu całe piętro podzielone na dwie sekwencję, rozmiarami przypominało małe miasteczko.  Skazańcy jak przechodnie, liczni i zajęci sobą, dziwnie szybko go zauważyli. Padły pierwsze reakcje. Ukradkowe spojrzenia i obelgi nie dosięgające celu. Anthony przyjął to do siebie z pewną kpin w spojrzeniu i to był dobry krok, bo mijając więźniów, czuł ich milczący respekt. Chłopcy z gangu przechwalali się na jego temat, lecz robili to tchórzliwie jak szczeniaki, nie patrząc mu w oczy. Zszedł po schodach i usiadł przy tym samym stole, co tydzień wcześniej. Mnóstwo par oczu skierowanych na jego spokojną sylwetkę, a wszyscy ich właściciele jakby czekali, żeby znów zrobił to co za pierwszym razem. A on jedynie założył nogę na nogę, odchylił się w tył i westchnął. Napięta atmosfera pękła z niesłyszalnym sykiem niczym szklana płyta i więźniowie udali, że wrócili do własnych spraw.
Otyły skazaniec z tatuażem swastyki na obu dłoniach przysiadł się do niego, kładąc te łapy na czystej tafli stołu. Miał poczciwą, dziecięcą twarz, zdobioną zarostem w starannie pielęgnowanych kształtach, łysą głowę i na oko 30 lat istnienia za sobą.
- Anthony Gray… - powiedział wystudiowanym, głębokim głosem, który zapewne w zamyśle miał brzmieć filmowo i doniośle.
- Tony. – Skorygował, przenosząc wzrok od niebieskich swastyk do brązu oczu rozmówcy.
- W porządku. Grypsuje pan, panie Tony?
Pokręcił głową z beznamiętnym wyrazem twarzy, a łysy skinął ze zrozumieniem.
- W porządku. – Widać powtarzał to często, bo mówił to chaotycznym tonem, który miał zapełniać pustkę. – Gruba ryba, co?
Znowu pokręcił głową, nie siląc się na werbalną odpowiedź.
- Jasne, jasne, rozumiem. – Wyszczerzył się, ukazując całkiem zadbane zęby. Zaraz potem spoważniał i oparł się na szerokim łokciu o stół, nachylając się w jego stronę. – Emka załatwi panu ochronę, od razu, tylko słowo. Te szczyle z La Santa już się szykują, żeby pana napaść. Gnojki proszą się o rozróbę, no, ale wszyscy wiemy, że to byłoby niekorzystne…
- Ochrona? – jego wyraz twarzy się nie zmienił, żaden mięsień nie drgnął, i co dziwne, nie kosztowało go to wiele wysiłku. – Pierdolę waszą ochronę, radzę sobie sam. Zawsze.
- Okej, okej, łapię. W razie czego, to jednak wie pan, M jest panu przychylne.
Tony nie był pewien sytuacji. Niewiadomych było więcej niż pewników, a te, o których wiedział, nie wróżyły nic dobrego. Nie rozwiał żadnej ze swoich wątpliwości, nie nadał tym okolicznościom stabilności. Zachciał użyć mafii do własnych celów, wydając wojnę nudzie.
Facet odszedł, nie oglądając się za siebie, a on został sam. Myśli krążyły po jego połączeniach nerwowych leniwie, sennie jak rozbitkowie na nieskończonej pustyni. Głębsze emocje przychodziły mu ostatnio z trudem, jak zauważył i nie potrafił się zapalić do tej dziwnej sytuacji. Siedział więc bezwiednie i po prostu przez chwilę cieszył zmysły, kontemplując nienawistne spojrzenia wytatuowanych latynoskich młodzików. Potem podniósł się i spojrzał na strażnika stojącego na balkonie piętra. Ułożył ręce po obu stronach ust i krzyknął:
- Panie strażnik, ma pan fajki?
Na twarz funkcjonariusza wstąpił grymas niezadowolenia, a więźniowie zaczęli się rechotać. Wtedy strażnik oddał ostrzegawczy strzał, a Anthony zakpił:
- Niechże się pan tak nie spieszy do dzielenia, mówią, że w piekle jest jeszcze fajniej niż tu!
Śmiech tłumu wzrósł na sile, a strażnik w obawie przed bezsilnością wpakował źródło zamieszania do karceru. Prowadzony pod ścisłym nadzorem paralizatora, patrzył na te wykrzywione więziennymi realiami twarze, spoglądał w oczy głodne każdych, najmarniejszych wrażeń i z żalem myślał, że to już koniec interesujących uniesień dla niego na dziś. Zaszeleścił jeszcze kajdanami, karnie wszedł do ciemnej izolatki, a gdy został sam, oddał swoją świadomość sennym majakom.

*

Zaczęło być naprawdę źle, gdy sen przestał do niego przychodzić. A gdy już łaskawie go odwiedził, przynosił ze sobą źle sklecone kadry, ledwo pamiętane twarze, pozszywane obrazami przekleństwa – cudownie wyreżyserowane koszmary. Z nudów zabrudził spermą spowite mrokiem ściany izolatki i nie było mu wstyd. Po jakimś czasie czekał już tylko, żeby wydostać się z tej ciasnej celi, która uparcie nie chciała przejąć jego zapachu. Najwyraźniej natrafił na karcer męski lub pozbawiony płci. Nie radował się swoim odkryciem.
Prowadził zdawkowe rozmowy ze strażnikami kręcącymi się po piętrze.
- Kibel się zapchał, niech ktoś coś zrobi – informował, gdy któryś z mundurowych przechodził obok jego drzwi. Wychylał się wtedy do okienka w żelaznych wrotach, pukał zawzięcie i spokojnie mówił, gdy strażnik zdecydował się go słuchać.
- Duszę się, nie mogę przełykać śliny i kręci mi się w głowie, wezwijcie lekarza.
- Muszę natychmiast zobaczyć się z moją terapeutką, inaczej ze sobą nie wytrzymam..!
- Słyszałem szczury chodzące po celi, trzeba je wytępić, do cna. Sprowadźcie tu kogoś.
Żadna z wymówek nie trafiała do kanciastej głowy strażnika, któremu przyszło wysłuchiwać narzekań Tony’ego, wykorzystującego cały swój talent oratorski. Jakiś czas później nastąpiła zmiana wart i cały spektakl zaczął się od nowa. Zadziałało za pierwszym razem. Pod pretekstem spotkania z terapeutką wyszedł z izolatki, by pod eskortą umundurowanego draba  powędrować korytarzami II piętra. Nie znał faceta, który z napięciem obserwował każdy jego ruch z palcem na spuście i przeczuwał, że taka znajomość na nic mu się nie przyda; Facet nie wyglądał na rozgrywającego ważne partie. Mógł więc kroczyć dumnie nie rozglądając się na boki, z podniesioną głową, jak to zwykł robić. W połowie drogi dopadł ich alarm. Nieprzyjemny, świdrujący dźwięk powtarzał się spazmatycznie, a lampki wielkości pięści rozbłysły na ścianie jaskrawym światłem. Tony miał szczęście, jego pobyt poza izolatką właśnie miał się wydłużyć co najmniej o pół godziny.  Zagrało to na złośliwości strażnika, który go eskortował. Zaklął po hiszpańsku i łypnął na niego z niechęcią. I jak to bywa z niedojrzałymi mężczyznami, którym brak doświadczenia, konwojent popełnił błąd. Zamiast skuć więźnia, by  zostawić go unieruchomionego na ziemi, funkcjonariusz otworzył najbliższą celę i wepchnął do niej swego podopiecznego. Kątem oka zauważony numer: 408.
Zgrzyt przekręconego zamka i Tony spojrzał w jasną głębię pomieszczenia. Dwie żarówki nad pryczą dawały nikłe, ciepłe światło.
- Co jest, do cholery..?! – meksykański akcent umilkł, gdy tylko jego posiadacz ujrzał intruza. Zdziwienie, ponure niedowierzanie, złość, cały ten pułk emocji przemknął po smagłej twarzy młodego mężczyzny, który zapełniał sobą pustą celę.
- Czołem – skinął mu głową i podszedł do umywalki, gdyż w ciemnej izolatce trudno mu było upewnić się co do czystości wody.
- Ty...! – warknął więzień i w jednym susie doskoczył do Tony’ego. Złapał w twardą dłoń jego pomarańczowy drelich, przedramię przycisnął do mocnej szyi, ciało przycisnął mu do ściany. Pachniał łatwopalnymi emocjami i wigorem. Jego duże, wydatne oczy miały kolor ciemnego bursztynu i wpatrywały się w niego z wściekłością. Musiał zadzierać ten swój wyrazisty nos do góry, nadając starannie ułożonej fryzurze śmieszności, bo Tony był wyższy. Przyłożył mu pięść do twarzy. – Ładnie się zgubiłeś, przyznam. Nie ma tu twojej Emki, co? Ojej…
Facet był młody i Gray nie dawał mu więcej niż dwudziestki dwójki. Ledwie wyrósł z chłopięctwa. Miał ładną, przejrzystą mimikę, miło się patrzyło na jego niewymuszone miny.
Uderzył go parę razy w twarz, z zszytego łuku brwiowego znowu pociekła krew. Z każdym przyjętym ciosem Tony miał wrażenie, że w ciemnych, niemal czarnych włosach napastnika tańczy wiatr, tak jak to robi w lesie. A czupryna była ustawiona na sztorc i gęste kosmyki przypominały pnie wypalonych drzew. Z brzoskwiniowych ust wypadło jeszcze może z garść kpin, po czym chłopak się zziajał. Anthony uderzył go kolanem w podbrzusze, nie wrzucając w cios za dużo energii, bo nie lubił się męczyć, po od czym odepchnął go siebie. Zdziwił się, gdy uczuł żal, że ciepłe ciało bruneta już nie jest przy nim. Zwinął dłoń w pięść i wyrżnął nią w kształtną szczękę latynoskiego szczeniaka. Chłopak się zatoczył i już był koniec, finito, skończył przy ścianie, przygwożdżony mocnym, nie znającym sprzeciwu ciałem.
Nastąpiła chwila milczenia, podczas której patrzyli na siebie jak dwie wygłodzone pantery. Chłopak z czystą, ciepłą nienawiścią w brązowych oczach studiował gęstą szarość tęczówek Tony’ego, której nie przebył jeszcze nikt.
Po chwili zaczął mówić, szybko i nerwowo jak na pierwszej spowiedzi.
- Dobra… Jestem z La Santa Muerte i jestem tam nowy. Ten idiota, co cię tu wrzucił, niech go bóg błogosławi, zrobił mi największą przysługę, jaką tylko mógł. Tylko trochę, kurwa, za wcześnie. – Zdjął spojrzenie z zmrużonych oczu mężczyzny nieco nad jego ramię. – Robiłem właśnie broń z kawałka pręta… Ale jak tu wpadłeś, to pomyślałem, że cię uduszę, a ty, suczy synie… - Westchnął, a jego śpiewny głos nabrał spokojnych odcieni. Jego mięśnie przestały się spinać i odpychać od siebie Tony’ego. – Twardy jesteś jak na ważniaka.
- Po co twojemu gangowi moja śmierć? – był w pierdlu, do cholery! Ludzie w pace są jak martwi, nie istnieją. Informacje nie układały się w jego głowie prawidłowo i traktowanie go jak gangstera przez bruneta nie pomagało.
- Kumplujesz się z M. Oni cię szanują. A przyjaciół wrogów się kasuje. Nie udawaj idioty.
Latynos popatrzył na niego z brakiem sił wypisanym na urodziwej twarzy.
- I co mam z tobą zrobić? – zapytał jak najbardziej poważnie. Od czubków zbożowych włosów po nasadę bladego nosa, był wahaniem.
- No, myślałem że mnie zadenuncjujesz, a wcześniej zgwałcisz i pobijesz. To w waszym stylu, pieprzeni pandilleros. – Syknął przez jasne, równe zęby, zaciskając pięści i Tony to poczuł przez drelichy.
- Jaki poinformowany… - przytaknął mu z nieukrywanym podziwem i uśmiechnął się przyjaźnie, co w każdym więzieniu jest ewenementem. Pogładził bladą, szorstką dłonią szczękę, którą nie tak dawno poznaczył siniakami swoją pięścią. Ciemniejące miejsca na skórze popieścił dotykiem kciuka, z namysłem i czułością. Milczał, instynktownie przeczuwając, że każde słowo będzie drgnieniem na napiętej strunie.
Minęło sporo niepewności i ciszy pełnej ciepłych oddechów, zanim cokolwiek się zmieniło. Blondyn ujął mocniej tę smagłą, gładką twarz i złączył swoje wąskie, malinowe wargi z wargami chłopaka, brzoskwiniowymi i  o pełnym kroju. Z czymś na wzór refleksji pogłębiał pocałunek, wprowadzał język do ciepłych ust z wahaniem jak gdyby ten ozor był pojazdem balansującym na krawędzi przepaści, nie zaś narządem przyjemności. Krótki, dokładnie przycięty zarost drapał go żarliwie. Pogłaskał wewnętrzną stronę jego zębów, musnął wierzchem języka mokre, chłopięce podniebienie, po czym zamarł, gdy brunet drgnął i zacisnął dłonie na jego drelichu.  Tony badał parę sekund jego bursztynowe oczy wyrażające płonące uczucia – gniew, głód, zaskoczenie, by zaraz potem nadać ich relacji bardziej namiętnego wyrazu. Całowali się z zapamiętaniem, z ciekawością i lękiem jak dzieci, przez następne długie chwile, aż na korytarzu coś zaszurało. Niepokojący dźwięk ledwie przebił się przez pokłady antagonizmów wytworzonych w obu skazanych mężczyznach.
Tony odchylił się nieco od chłopaka, śledzony przez strużkę śliny, by zerknąć przez  plastykowe okienko w drzwiach. Do jego uszu dotarł świst powietrza, po czym dostał potężnego sierpa w bok głowy. Miał wrażenie, że jego długie, jasne pasma wprasowują się kość czaszki i wezbrał się w nim gniew. Nieco zamroczony ciosem, uderzył ciałem chłopaka w ścianę. Głuchy łoskot, spotkanie potylicy z murem i brunet osunął się z przygaszonym jękiem.
Chwilę patrzył, jak Latynosowi przymykają się powieki, po czym zgiął się w pasie i pogłaskał go po ciemnych włosach, które opadły mu na czoło. Strumień czarnych kosmyków przestał przypominać niesfornego irokeza.
Na parę minut w celi zapanowało milczenie, Tony siedział na pryczy i obserwował sponiewieranego chłopaka. Spytał go o imię, ale ten milczał, i można było pomyśleć, że naprawdę jest poważnie ranny. Blondyn jednak tym się nie przejmował, zajęty poznawaniem młodego więźnia przez pryzmat urządzonej przez niego celi. Materac związany prześcieradłem, służący jako worek treningowy, jednorazowy kubeczek przy umywalce, rysunki wydrapane w białym tynku pokrywającym ścianę. Zaczynał lubić tego latynoskiego szczyla. Potem do celi wparował zdyszany strażnik, chyba musiał przebiec przez pół piętra, bo jego twarz była pełna czerwieni i złości. Obrzucił spojrzeniem obu mężczyzn i zaklął. Hiszpańskie mocne słowa, na które gangster podniósł zwieszoną głowę. Pierwiastek dzieciństwa zapulsował w jego młodych żyłach.
- Co tu się stało? – rzucił ostro mundurowy.
- Wylałem wodę i poślizgnąłem się. Pierdzielnąłem głową o kant łóżka, a szanowny kolega chcąc służyć pomocą, powtórzył mój błąd i pierdzielnął się o umywalkę. – Wyjaśnił uprzejmie Gray, doprowadzając do porządku pomarańcz swojego drelichu. Drugi z więźniów milczał w otępieniu.
- Ale tu jest sucho. – Mruknął ze znudzeniem, w myślach odtwarzając całą sytuację i chełpiąc się swoim sprytem. Trochę już służył i zdążył się przyzwyczaić do sytuacji, w których więźniowie odmawiają zeznań.
- Wytarłem.
- Dobra, nie obchodzi mnie to, wyłaź – wyciągnął Tony’ego z celi i skuł mu ręce. – Ale żaden z was nie pójdzie na oddział.
Blondyn otarł krew z twarzy i pomachał opartemu o ścianę mężczyźnie na odchodne. Ten tylko otworzył usta, chyba chcąc powiedzieć, lecz zaskoczenie i niedowierzanie związały mu krtań. Strażnik zamknął żelazne drzwi, przekręcił klucz w zamku i poprowadził więźnia Gray korytarzem. Zbył jeszcze jego pytanie o imię lokatora celi nr 408, pocąc się i męcząc w masce twardziela. Z sporą ulgą zamknął ciało skazańca w pozbawionej oświetlenia izolatce. Nie mógł zrobić nic więcej, myślami bowiem Anthony błądził po rubieżach własnej duszy, w eterycznym i niedostępnym świecie graniczącym z szaleństwem. W ciszy celi podziwiał chaos ułożony w niespokojne kłęby i raz na jakiś czas nie upilnował któregoś z impulsów, a ten zahaczał o celę nr 408. Głębiny jego zdeformowanej osobowości szybko zmęczyły mu jaźń i Tony zaczął zastanawiać się nad tym, czy nazajutrz będzie mógł wymienić drelichy i czy będą mieć jego rozmiar: XL.
Nigdy by nie przyznał, że zakład karny w San Antonio w jakikolwiek sposób go zmienił. Nie miał ku temu żadnych dowodów, bo od zawsze był wariatem.
Wszystko jest tak samo jak było, tyle tylko, że XL-ki, które nosi, mają teraz kolor dziecięcych cukierków.

28 komentarzy:

  1. Nie wiem od czego zacząć,więc chyba od początku,by wypadało? Tak więc to opowiadane naprawdę wydaje mi się przemyślane i dobrze napisane. Co do związków męsko-męskich nie mam nic jeżeli chodzi o opowiadania,więc na pewno jeszcze zajrzę na twojego bloga. Oczywiście jeżeli będziesz na tyle dobra informując mnie o nowych notkach na moim blogu. Jestem ciekawa jak dalej się potoczą losy tych bohaterów. Może wsadzą ich do jednej celi, to byłoby ciekawe nie powiem. Jeśli mam być szczera jeszcze nigdy nie czytałam tego typu opowiadania i bardzo mnie zaintrygowałaś tym jednym rozdziałem. Może się zdarzyć wszystko,a jednocześnie nic ^^
    Teraz wypadałoby podziękować za rady dotyczące mojego opowiadania. Co do opisów moich bohaterów jakoś tak to sobie wymyśliłam ;P Żadne wytłumaczenie wiem,ale za niedługo powinna się pojawić zakładka ze zdjęciami bohaterów i problem po części będzie rozwiązany.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ^^
    PS. Mam ciebie informować o nn na moim blogu,bo nie wiem ?

    OdpowiedzUsuń
  2. No to zostaje mi się cieszyć.
    (chwila na cieszenie się)
    Okej, dziś mi nie wychodzi, ale nie zrażaj się. Jestem wdzięczna za wyrażenie opinii, o <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem cię,bo sama lubię jak ktoś powie co można poprawić i czy mu sie naprawdę podoba ^^
    A właśnie przepraszam że pytanie,ale moja ciekawość jest silniejsza ode mnie kiedy można się spodziewać kolejnej notki ? ;)
    A właśnie pisała skąd wzięła inspirację prawda?
    Jeżeli mam być szczera to sama nie wiem wiadomo moja wyobraźnia to chyba jedne z głównych czynników,ale na pewno wpłynęły na to książki które przeczytałam czy anime,które obejrzałam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam tutaj przez czysty przypadek, ale nie żałuję. W sieci jest mało dobrych opowiadań o homoseksualistach, a to zapowiada się naprawdę ciekawie. Chociaż jest to dopiero pierwszy rozdział, to zaciekawia w zasadzie od pierwszych słów. Nie czytałam nigdy wcześniej opowiadania, gdzie główni bohaterowie znajdują się w więzieniu, a to potęguje moją ciekawość. Czy Tony wyląduje w jednej celi z tym brunetem? Wtedy, niezaprzeczalnie, działoby się w owej celi sporo. ^ ^ A może masz inny pomysł?
    Sam Tony, jako bohater, bardzo mi się podoba, lubię takich mężczyzn, lubię o nich pisać i czytać, więc zaskarbiłaś sobie stałą czytelniczkę. Na razie mało mogę powiedzieć o brunecie, aczkolwiek mam nadzieję, że z czasem będę mogła znacznie więcej. ;)
    Sama piszę opowiadanie, gdzie najważniejszym filarem fabuły jest homoseksualizm głównego bohatera (jeśli jesteś zainteresowana - http://kolekcjoner-uczuc.blog.onet.pl/ ), dlatego, jak już można się domyślić, nie mam nic przeciwko tworom o takiej tematyce. Ważne, aby autor umiejętnie sprawę przedstawił, ot co.
    No i muszę napomnieć, iż jest to pierwsze dzieło, które będę czytała, a które nie zostało "osadzone" na Onecie. :D Właśnie, co do czytania - oczywiście do linek dodam przy najbliższym logowaniu, ale chciałam zapytać czy istnieje możliwość, abyś powiadamiała mnie o kolejnych rozdziałach na gg? To najwygodniejszy i moim zdaniem najlepszy sposób. 2361119
    Jeśli nie, to jakoś sobie poradzę. ^ ^

    W każdym razie z góry dziękuję, życzę weny i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Nocy, naprawdę nie wiem, kiedy ukaże się notka nr 2. Może cholera wie, ale nie mam z nią kontaktu.
    No, a co do Ciebie, panno Shayal...
    Jaa, ale się cieszę, że się podoba! Byłam bardzo, bardzo niepewna, jak to się przyjmie, a tu puuf! Podoba się! Najbardziej to się cieszę, że Tony jest postacią wyrazistą, mimo wszystko - nie odpychającą. Bo nikt nie czyta o kimś, kogo nie lubi. Dzięki za ten długaśny wywód <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż wpadłam, aby podziękować za wskazówki pozostawione na moim blogu. Z ciekawości zajrzałam cóż jest tematem opowiadania, cóż homoseksualiści, rzecz jasna nie mam nic przeciwko temu, co więcej dotychczas nie czytałam nic podobnego, więc postanowiłam wzbogacić swoją wiedzę. Jeżeli mam być szczera, w duchu liczyłam na jakieś potknięcia jakoby odegrać się za komentarze u mnie, lecz z przykrością stwierdzam, że nie mam się do czego przyczepić.
    Bardzo podoba mi się postać Tony'ego, faceta doświadczonego przez życie. Moim zdaniem jest trochę dziwny, ale mimo to lubię go.
    Piszesz bardzo zawile i nie wiem czy specjalnie używasz takich sformułowań, oczywiście jestem jak najbardziej za!
    Czekam na kolejny rozdział. Proszę Cię, abyś poinformowała mnie o kolejnym rozdziale, jeżeli łaska.;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawile, mhm... Człowiek stara się pisać prosto, a i tak go nie rozumieją XD
    Dzięki za bycie za, wszyscy wiemy, jakie to ważne dla kogoś, kto tworzy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Donnie! Dzięki za komentarz na moim blogu, serio podniosłaś mnie na duchu, cieszę się iż ci się podobało :D
    Twoje opowiadanie jest naprawdę dobre. Przemyślane i w ogóle, no i Tony <3 Biszowaty ma charakter xD Tylko w tym momencie, w którym są w celi trochę trudno mi się było połapać, ale nie ważne. Mogę cię zareklamować na swoim blogu w postaci linka do twego opowiadania ?
    Ps. Informuj mnie o nowych notkach *_*

    OdpowiedzUsuń
  9. Przykro mi to mówić, ale prosisz się o wpierdziel, Henge. Co to znaczy, że nie możesz się połapać ?!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakoś tak przez chwilę nie wiedziałem co kto mówi, ale wybacz mi, nie bij T_T
    + napisałem następną notkę (rady i wskazówki mile widziane :3)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam całość, szczerze Ci powiem, że jest to pierwsze yaoi jaki czytam, które nie jest osadzone w realiach mangi i anime. Jednak jest to bardzo miła zmiana ;).
    Podoba mi się jak piszesz, bardzo dojrzale. I pomysł jest oryginalny jak dla mnie, opowiadanie umieszczone w więzieniu, bomba jak dla mnie ;).
    Chciałabym, byś powiadamiała mnie o nowościach (:

    I może z czasem przekonasz się do Naruto ;>.
    pozdrawiam.
    wasure-rareta-ai.blogspot.com

    PS.
    i co do mojego wcześniejszego komentarza w SPAMie, to poradziłam sobie sama : D

    OdpowiedzUsuń
  12. No i piknie. Nie dość, że przeczytane, to jeszcze z pozytywnym odbiorem. Cholerka, poczuwam się w obowiązku ;3

    Z czasem, oczywiście, z czasem wszystko. Fajnie, że sama się połapałaś. I żeby jakoś uwieńczyć mą bezsensowną wypowiedź : Hawk.

    OdpowiedzUsuń
  13. O, ciekawe. W zasadzie spotkałam się już z paroma tekstami o tematyce homoseksualnej, ale napisane były jakoś tak... bo ja wiem? Niezręcznie? Kulawo? A tu o proszę, niespodzianka. Czyta się z przyjemnością! :) Co rzuciło mi się w oczy - konstruujesz oryginalne opisy, bardzo mi się podobają, są nietypowe. Czekam na ciąg dalszy i zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. No to tak. Całość jest mocno stylizowana i fajnie, że jakoś to wygląda. Kamień z serca i takie tam.
    Nie omieszkam wpaść :3

    OdpowiedzUsuń
  15. Muszę przyznać, że tematyka opowiadania jest dość oryginalna. Powiem szczerze, że nigdy z podobnym się nie spotkałam. Całość mnie zaintrygowała i zaciekawiła. Opisy są ładnie i zgrabnie napisane, a sam temat - związek homoseksualny został przez Ciebie, no cóż, zajebiście napisany. ;D Jestem ciekawa jak potoczą się ich dalsze losy w więzieniu. ;)
    Ps dziękuję za komentarz u mnie. ;)
    [ciche-pola-rozpaczy.blog.onet.pl]
    Pzodrawiam
    Myth.

    OdpowiedzUsuń
  16. Donn chan! Uporałem się z kolejną (ostatnią już) częścią! Zapraszam :33

    OdpowiedzUsuń
  17. U mnie na http://ciche-pola-rozpaczy.blog.onet.pl
    ukazał się rozdział pierwszy!
    Zapraszam do czytania! ;) ;D

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem niezmiernie wdzięczna za Twój komentarz. Dał mi dużo do myślenia, jednak nie będę poprawiać błędów, bo to nie o to chodzi. Na błędach trzeba się uczyć, a nie je poprawiać. Pomyłki, które mi wytknęłaś faktycznie są istotne, ale jestem za mały " Miki ", aby ich nie robić. Co do czytania masz absolutną racje. Próbuje się wzorować, podchwycić pewne słownictwo, ale nu łudźmy się wychodzi to marnie. Dziękuję również za miłe słowa. Działają, jak miód na serce, że tak pierdolnę poetycko. Z całych sił będę próbowała poprawić gramatykę, styl i inne tego typu aspekty, ale niczego nie obiecuję. Szczerze nie wiem czy pojawi się drugi rozdział "Polskiego Harrego", jednakże dam znać jeśli coś wymyślę.
    Twoje opowiadanie ma mocną, kontrowersyjną tematykę. Jest napisane łatwo przyswajalnym językiem i z pewnością ma pewien rodzaj ekscytującego, mrocznego klimatu. Nie zauważyłam żadnych istotnych błędów poza interpunkcją w jednym lub dwóch zdaniach. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twoje stylu i pomysłu.
    Pozdrawiam Szwajcaria.

    OdpowiedzUsuń
  19. To nie mój temat, nie mój świat i nie będę robić z siebie eksperta, bo poruszam się tu jak po omacku. Oryginalny pomysł, daleki od tego na co zwykle trafiam czytając cudze opowiadania. Daleki również od tego na co trafiam czytając własne opowiadania i słuchając swoich myśli.
    Nie szukałam błędów, nie zwracałam uwagi na ortografię, czy interpunkcję. Nigdy tego nie robię. Zastanawiam się natomiast czy to jednoczęściowa, czy też dłuższy tekst, bo wciąż nie mam pewności... Tak naprawdę chciałam tylko powiedzieć przeczytałam, podobało mi się i chciałabym więcej, bo wiem jakie to ważne dla Autora.

    Przepraszam, że tak późno odpowiadam, ale nie było mnie i nie miałam dostępu do sieci. Dopiero dziś miałam możliwość wejść na ten blog. Z swojej strony zaś pragnę zaprosić na nowy rozdział. Tym razem jest w nim mniej akcji, więcej myślenia. Choć w zasadzie w simple-verden zawsze jest więcej myślenia.
    Rozdział VII Myślenie i Kolo Błędu

    Pozdrawiam i życzę weny
    Arthi

    OdpowiedzUsuń
  20. Po pierwsze, dziękuję za komentarz na moim blogu :) Po drugie, muszę powiedzieć, że Twoje opowiadanie również mnie zaciekawiło. Nigdy nie czytałam niczego związanego z tematyką więzienną, a tu proszę ! Napisałaś to w bardzo naturalny sposób, tak, że mam wrażenie jakbym sama w tym więzieniu się znajdowała. Nic nie wydawało mi się przesadzone czy sztuczne, o nie. Musiałaś zatem bardzo przemyśleć ten rozdział, że tak pięknie Ci to wyszło. Bo wszystko jest tu absolutnie z sensem. No, czyli ogólnie jestem pod wrażeniem i byłabym wdzięczna, gdybyś mogła poinformować mnie o następnym rozdziale ;) No i po trzecie i ostatnie :
    Serdecznie zapraszam do przeczytania Rozdziału II na www.imitacja-zycia.blog.onet.pl Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. O <3
    Tylko ja po prostu nie wiem, jak przyswoję sobie wasze słowa.
    I jak nadrobię rzeczone zaległości.
    Noale...
    Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  22. Szczerze powiedziawszy, to trafiłam tutaj przez przypadek i ot tak zaczęłam czytać początek rozdziału. Przygotowywałam się na... W sumie sama nie wiem na co, po prostu na napisane ot tak, niedopracowane opowiadanie z masą niedomówień. Ku mojemu zdziwieniu rozdział zainteresował mnie w takim stopniu, że nie mogłam się od niego oderwać. Po prawdzie nigdy nie czytałam jako takich yaoi, jednak w końcu trzeba się przełamać. No i zostałam oczarowana - serio. Miałam wrażenie, jakby każde słowo było głęboko przemyślane. Nie potrafię tego opisać, opowiadanie pochłonęło mnie całą swoją głębią. Dialogi, opisy uczuć, miejsc, osób, zachowania, to nie jest amatorskie pisanie... To jest prawdziwa sztuka! Mogłabym tu pisać wiele, ale po co? I tak nie jestem w stanie wyrazić mojego podziwu do twojego talentu. Byłabym zaszczycona, gdybyś zechciała rzucić okiem na któreś z moich amatorskich, nie dorastających ci nawet do pięt moich opowiadań:
    http://pocalunek-zapomnienia.blogspot.com
    lub
    http://u-wrot-piekiel.blogspot.com
    Pozdrawiam i życzę Ci wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie wiem, czy trochę nie przesadzasz, Yuki. Bo najzabawniejsze jest to, że sam pomysł i pisanie wyszło z chęci uprzyjemnienia sobie czasu, więc jakoś nadzwyczajnie poważnie tego nie piszę... To takie ćwiczenia warsztatu. Ale kurde, wiesz, jak to mile łechta po pysze, jak mówisz, że to prawdziwa sztuka?! <3
    No, i trochę wiary w siebie. Bo jak tak będziesz mówić, to ludzie nawet nie będą chcieli wysilić się i samodzielnie ocenić, jaki poziom rzeczywiście reprezentują Twoje wypociny.
    Boziu, ale to sztywniacko zabrzmiało -.-
    Noale. Dziękuję przypadkowi, że Cię tu przywiał i alleluja, że Ci się spodobało ~

    OdpowiedzUsuń
  24. Przeczytam i spróbuję zrozumieć. Pozdrawiam. Zapraszam do siebie, na nieswiadomy-wspolnik.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  25. Dodałam Cię do linków, żebym mogła szybciej wchodzić na Twojego bloga by Cię powiadamiać o NN. nieswiadomy-wspolnik

    OdpowiedzUsuń
  26. Hmm.. Trafiłam tu dzięki koleżance,ale ja mam już pewne wymagania co do czytanych przez siebie yaoi,a Twoje powala na kolana.Serio.Większość z nich piszą dziewczyny w wieku 12 lat.W tym przypadku widać,że mam doczynienia z osobą,która wie,na czym ma polegać prawdziwe yaoi.Bo to nie tylko lizanie się po brzuchu.Jeśli miałabyś chęć to możesz zajrzeć do mnie-http://rudowlosahistoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. A wiesz, to też jest pewien pomysł...
    Pozdrów koleżankę zatem.

    OdpowiedzUsuń

Daj Donnie radość :3